To pierwsze, co przyszło mi na myśl, gdy usłyszałam, że w Lillehammer - dokąd już jutro jadę robić reportaż - może nie tylko zabraknąć Kamila Stocha, ale... całej polskiej kadry skoczków!
W związku z tym trybuny pod skocznią Lysgardsbakken mogą świecić pustkami - bo skoro nie będzie reprezentacji biało-czerwonych, nie będzie też polskich kibiców. A to właśnie oni dokładnie rok temu uratowali to norweskie olimpijskie miasteczko.
Dlaczego? W 2012 r. Lillehammer - jako organizator PŚ w skokach - o mało nie straciło konkursu i otrzymało "żółtą kartkę" z powodu niskiej frekwencji na trybunach. - W ostatnich latach nie było tu odpowiedniej atmosfery, mimo że tutejsze zawody otwierały sezon - tłumaczył wówczas dyrektor Pucharu Świata, Walter Hofer.
Jednak w zeszłym roku obroniło się właśnie m.in. dzięki polskim kibicom, którzy stanowili ok. 3/4 wszystkich zebranych tam entuzjastów skoków.
Nie chcę nawet myśleć, co będzie, jeśli jutro Łukasz Kruczek zdecyduje: "Nie jedziemy do Lillehammer". W ten sposób "załatwiłby" nie tylko mnie, ale też... samo Lillehammer.
 

 
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz