wtorek, 30 grudnia 2014

Warto było czekać

Powrót Polaka do formy jest wręcz błyskawiczny. Jeszcze niedawno leżał w szpitalnym łóżku, a wczoraj niewiele brakowało, żeby wdrapał się na podium. W taki oto sposób Kamil Stoch wskoczył do grona faworytów Turnieju Czterech Skoczni i będzie w nim walczył o pierwsze w życiu podium.



Dlaczego Stoch jest faworytem? Oto mała analiza:

Po pierwsze Kamil jest spragniony rywalizacji i zwycięstw.

Po drugie - jak zaznacza były trener Adama Małysza, Hannu Lepisto - to w tej chwili chyba jedyny zawodnik, który skacze bardzo regularnie. 

Stoch jest też znany z tego, że po udanym skoku rejestruje go sobie i potrafi zaraz powtórzyć. Zdaniem ekspertów, to niezwykła cecha. 

Niektórzy twierdzą, że Kamil nie miał w tym sezonie jeszcze okazji do popracowania nad formą i się nie oskakał. Ci, którzy go znają, wśród nich Adam Małysz, zgodnie twierdzą, że Stoch to wielki czempion, który przez miesiąc nie oduczył się skakania i nie potrzebuje 50 skoków, żeby walczyć o trofea.

Ważne też, że na Stocha stawiają osoby, które na skokach znają się najlepiej. Wśród nich wspomniany wcześniej Lepisto - to on doprowadził Adama Małysza m.in. do dwóch srebrnych medali olimpijskich w Vancouver i to właśnie on wróży Stochowi końcowe zwycięstwo TCS. 

Ponadto warto też posłuchać Wojciecha Fortuny: "On może być jak Adam Małysz w sezonie 2000/2001. Małysz wtedy też zaczął od czwartego miejsca, a później odlatywał rywalom jak nikt nigdy".

No i chyba najważniejsze - sam Kamil Stoch przyznał po wczorajszym konkursie, że "dopiero rozwija skrzydła".


A minusy? O minusach nie będę pisać. Bądźmy optymistami. 



sobota, 20 grudnia 2014

Czy wiecie, że....?

Huseby pod Oslo, zima 1879 roku. Narciarz wybił się z progu skoczni jak sprężyna, podkurczył w locie nogi. I poszybował tak daleko, że publiczność zamarła ze zdumienia. — Całe 23 metry! To rekord świata! — zawyli w końcu norwescy kibice. Rekordzistą był Torjus Hemmestveit, młody szewc. „Owacje sięgają nieba” — zanotował jeden z dziennikarzy. — „Powietrze drży i trzęsą się stare drzewa wokół Huseby. Otworzyła się nowa era sportu!”. (Fragment książki „Od Marusarza do Małysza. Polscy skoczkowie 1924—2002”)

Zawody w 1905 r.


Dzisiaj ta historia wydaje się zabawna, ale kiedyś skoki bardzo różniły się od tego, co dzisiaj oglądamy w telewizji. Czy wiecie, że...

... Pierwszy konkurs skoków narciarskich odbył się w 1868 r. w Christianii (dawna nazwa Oslo).

... Przez długie lata skoczkowie trzymali narty razem, a pomiędzy nimi tworzyły się turbulencje. Rozpowszechniony obecnie styl "V" to zasługa Szweda Jana Boekleva. To on jako pierwszy odkrył (lata 80.), że rozchylenie czubów nart podczas skoku pozwala nie tylko na utrzymanie równowagi, ale i na wydłużenie skoku.

... Początkowo zawodnicy machali rękami podczas skoku. Po co? Bo rozbiegi były wtedy krótkie i skoczek miał niską prędkość na progu. - Jeśli nie machał, mógł przelecieć przez głowę — wyjaśniają znawcy historii skoków. W latach 50. Finowie wpadli na pomysł, żeby skakać z rękami przylegającymi do ciała i... wygrywali wszystko, co tylko było do wygrania. 

... Kiedyś skoczkowie skakali bez kasków. Kaski należą do obowiązkowego wyposażenia zawodników od lat '80. 

I kilka ciekawostek.

... Najgorszy skoczek świata? To chyba Brytyjczyk, Eddie "The Eagle" Edwards. Właśnie m.in. z jego powodu postanowiono wprowadzić kwalifikacje do konkursów PŚ. Skoki Edwardsa nie tylko były bardzo któtkie, ale często wyglądały tak, jakby miały zakończyć się poważnym upadkiem. Sędziowie uznali więc, że jedyny sposób, by uniemożliwić mu narażanie się, to pozwolenie mu tylko na jeden skok tylko - w kwalifikacjach.

... Autorem najdłuższego skoku świata jest Johan Remen Evensen. 11 lutego na mamuciej skoczni Vikersundbakken Norweg pocieciał na odległość 246,5 metrów! Jednak pierwszym notowanym rekordzistą jest Norweg Olaf Rye, który w 1808 r. skoczył na odległość... 9,5 metra.

... Najwyższym skoczkiem Pucharu Świata był Austriak Florian Liegl – 194 cm. Z Polaków przyzwoitym wzrostem może pochwalić się Piotr Fijas (189 cm).





poniedziałek, 15 grudnia 2014

Wierny jak polski kibic

Lillehammer już dawno za nami, ale mam dla Was jeszcze kilka fotek z tamtejszych zawodów. I tak na jakiś czas zapominamy o Norwegii, bo następny przystanek to... Austria!

Pan Marek (na zdj. poniżej) na zawody przyleciał prosto z Londynu, gdzie mieszka już od 11 lat. Na swoją VIP-owską wejściówkę wydał 2,500 koron (ponad 1,200 zł lub 220 funtów).

Fot. Marta Supel/ART UP photography
Ci dwaj panowie wywołali ogólny entuzjazm :) Sami też wyglądali na bardzo zadowolonych z życia.

Fot. Marta Supel/ART UP photography

Polscy kibice, którzy szli pod skocznię. Bardzo chętnie pozowali i machali flagami.

Fot. Marta Supel/ART UP photography

Polscy kibice już pod skocznią. Nie machali flagami, za to mieli inne biało-czerwone fanty.

Fot. Marta Supel/ART UP photography


Kibice na trybunach. 

Fot. Marta Supel/ART UP photography

Fot. Marta Supel/ART UP photography

niedziela, 14 grudnia 2014

Kamil, wracaj!!!

Polscy skoczkowie wciąż powtarzają, że ich forma jest coraz wyższa. Niestety wciąż tego nie widać. 



Czarę goryczy przelały dzisiejsze zawody w Niżnym Tagile. 

Wczoraj poszło nam jeszcze jako tako (10. miejsce Żyły; punkty Kubackiego i Kota), ale dzisiaj było tragicznie. 

Czarna niedziela zaczęła się od bardzo niebezpiecznie wyglądającego upadku Dawida Kubackiego. Polak stracił równowagę w locie, po czym runął plecami na ziemię. Na szczęście 24-latek szybko wstał o własnych siłach i zszedł ze skoczni. 

Kibice najedli się strachu i można było pomyśleć, że teraz będzie tylko lepiej. Nic bardziej mylnego. Klemensowi Murańce po wylądowaniu odjechała narta, a skoczek nie ustał skoku. Jan Ziobro nawet nie doleciał do 110 metra, a Maciej Kot w dobrych warunkach nie osiągnął punktu konstrukcyjnego.

Wszyscy czekali, co pokaże Żyła, a Żyła... nie pokazał nic, zaliczając najgorszy występ w sezonie 2014/2015.

Koniec ze zwalaniem winy na loteryjne warunki pogodowe. Koniec z tłumaczeniami, że "to początek sezonu". 

Chyba rzeczywiście chłopakom potrzeba lidera. Kamilu wracaj!





środa, 10 grudnia 2014

"Ja jestem zawsze w dobrym humorze"

Jego wypowiedzi w wywiadach i słynne "hehe" stały się już legendarne. Na swoim koncie ma drużynowy brązowy medal mistrzostw świata w 2013 i... prawie milion fanów na Facebooku. Z Piotrem Żyłą rozmawialiśmy tuż po I serii sobotniego konkursu PŚ w Lillehammer.

Fot. Marta Supel/ART UP photography

Roll&Banana: Piotrek, jesteś w dobrym humorze? Może wolisz pogadać później? (Pytam, bo Piotr nie zakwalifikował się do II serii konkursu).

Piotr Żyła: Ja zawsze jestem w dobrym humorze (śmiech, czyli słynne "hehe").

W takim razie wyobraź sobie, że jest klasa. W niej gospodarz, zastępca gospodarza itd. Czy czujesz się jak zastępca, który odpowiada za klasę, kiedy nie ma gospodarza, czyli Kamila Stocha?

Czuję się jak woźny (śmiech).

A tak na poważnie? Media piszą, że to Kamil ciągnie całą drużynę...?

Tak naprawdę jest tak, że wy trochę to wymyśliliście. Może i tak trochę jest, ale każdy stara się koncentrować na sobie i robić to, co umie. 

Jeśli nam nie idzie, to Kamil pokaże, że się jednak da i wtedy reszta zaczyna skakać. To reszta widzi, że się da. 


A dzisiaj jesteś zadowolony?

Nie jestem (śmiech).

A kiedy jesteś zadowolony? Jak jesteś na podium, w pierwszej dziesiątce, w pierwszej piętnastce?

Jak skoczę dobry skok.

To wystarczy? No a jak skoczysz dobry skok i jesteś np. 30, to chyba nie jesteś zadowolony?

Ano jestem. Tylko że jak skoczę dobry skok, to nie jestem 30-ty, tylko wyżej.

To czego dziś zabrakło?


Dziś zabrakło... Dziś zabrakło... Nie wiem! Tzn. skok wydawał się taki w porządku, ciutkę tam nad bulą przyciąłem i to było to, przez co brakowało tych metrów, żeby tam odlecieć dalej. 

Ogólnie przez te wszystkie skoki treningowe nie skakało mi się tu jakoś super fajnie, ale znowu bez przesady - nie, żeby do trzydziestki się nie zakwalifikować. 

Pech?

A ja wiem, czy pech. Też trochę z tymi rozbiegami pojechali, bo zaczęli tym mieszać, no i na starcie miałem minus 30. Trochę sporo tych punktów odjętych. 

A co sądzisz o powrocie starych wyjadaczy, którzy teraz tak dobrze sobie radzą? Ammann, Kasai?

Szymon się dziś nie "łapnął" (Simon Ammann - przyp. autora).

Ale ładnie się "łapnął" w Kussamo? Doświadczenie robi swoje?

No na pewno. Nawet nie w jakimś stopniu, ale w sporym stopniu. Im więcej doświadczenia i pewności siebie, tym lepiej. 

Ile Was tu w wszystkich razem przyleciało z polskiej kadry? Z trenerem, asystentem włącznie.

No 10 nas tu jest. Dwa razy po 5 (śmiech).

A gdybyś nie był skoczkiem, to kim chciałbyś być w kadrze? Serviceman-em, trenerem? 

Strażakiem (śmiech).

Mój blog nazywa się Roll&Banana - od legendarnej bułki z bananem Adama Małysza. A jaka jest dieta Piotra Żyły?

Steki (śmiech).

W ogóle podoba Ci się nazwa Roll&Banana?

Dobra nazwa. Nie zmieniałbym. Nie mam żadnych zastrzeżeń (śmiech).

sobota, 6 grudnia 2014

"Ja stara już jestem"

Niezwykle sympatyczna, otwarta i wygadana. Taka jest Magdalena Pałasz (rocznik '95) - pierwsza w historii Polka, która zdobyła punkty Pucharu Świata, a także pierwsza mistrzyni kraju w skokach narciarskich. 

Kilka dni temu 19-latka trafiła do zestawienia 20 najbardziej wpływowych polskich nastolatków wg "Gazety Wyborczej". 

Roll&Banana rozmawiał z polską skoczkinią w norweskim Lillehammer - tuż po kwalifikacjach do konkursu Pucharu Świata.


Fot. Marta Supel/ART UP photography

Roll&Banana: Magda, w jednym z wywiadów powiedziałaś, że lubisz skocznię w Lillehammer. Wczoraj, na treningu, ta skocznia zdradziła Cię i nie awansowałaś do konkursu PŚ. Co się stało?

Na progu w sumie zrobiłam wszystko jak trzeba i nie byłam nawet gotowa na to, że wyjdzie tak w miarę dobrze. Byłam przyzwyczajona do tego, że narty dostawałam pod siebie. Tym razem one nie podeszły.  

???

Narty poszły sobie na dół, a ja poszłam w inną stronę, zgięłam nogi i...

I przewróciłaś się?

Tak, przewróciłam się! Ale nie jestem pewna, na którą część ciała (śmiech).

Pewnie na tę, która boli?

Mam naciągniętą pachwinę i ona boli. Noga mi została troszkę z tyłu, aaaa... nie wiem, na czym wylądowałam tak szczerze mówiąc.

A gdybyś utrzymała ten skok, jaka byłaby odległość?

Trener mówił, że 90 (metrów - przyp. autora) może by pękło, no ale ja bym tak nie obstawiała.

Wy skoczkowie często powtarzacie: "Do tej skoczni mam słabość, a na tej nie lubię skakać?". O co w tym chodzi?

Każda skocznia ma swój profil i każdy ją odczuwa inaczej; musi ją obskakać, musi ją poznać. 

Wydaje mi się, że wiele zależy też od nastawienia, z jakim się idzie na skocznię. Bo jak od razu jest się uprzedzonym, że nie będzie fajnie, to choćby wrażenia ze skoków były dobre, ta wcześniejsza opinia się nie zmieni.

W takim razie, która skocznia jest Twoją ulubioną, a której nie znosisz?

Ha, o kurczę! (śmiech). To jest ciężkie pytanie. Na pewno lubię skocznię w Szczyrku, bo czuję się tam jak w domu. Nie lubię za to skoczni w niemieckim Hinterzarten.

W tej chwili kobiece skoki reprezentujesz Ty i Asia Szwab. Panów jest kilkunastu. Czy są gdzieś dziewczynki, które trenują i za 1-2 lata będzie Was więcej?

Myślę, że w przeciągu roku czy dwóch nie zrobimy sobie takiego zaplecza, jak w innych krajach czy chociażby u naszych chłopaków. Dziewczynki muszą być obskakane, my też musimy być obskakane i tak nagle nie da się zrobić czegoś z niczego. 

Ale mam nadzieję, że te małe dziewczynki, które teraz coś tam sobie skaczą, zrobią taki postęp, żeby udało mi się jeszcze w karierze wystartować w drużynie. Bo ja już jestem stara...

To w takim razie, czy rozmawiam z przyszłą mistrzynią olimpijską albo mistrzynią świata, czy jesteś już na to za stara? 

No ja bardzo bym chciała. Oczywiście. Ale, że tak powiem (chwila zawahania). To jest moje marzenie... Się okaże (śmiech).




poniedziałek, 1 grudnia 2014

O nieeeeeee!!!




To pierwsze, co przyszło mi na myśl, gdy usłyszałam, że w Lillehammer - dokąd już jutro jadę robić reportaż - może nie tylko zabraknąć Kamila Stocha, ale... całej polskiej kadry skoczków!

W związku z tym trybuny pod skocznią Lysgardsbakken mogą świecić pustkami - bo skoro nie będzie reprezentacji biało-czerwonych, nie będzie też polskich kibiców. A to właśnie oni dokładnie rok temu uratowali 
to norweskie olimpijskie miasteczko.


Dlaczego? W 2012 r. Lillehammer - jako organizator PŚ w skokach - o mało nie straciło konkursu i otrzymało "żółtą kartkę" z powodu niskiej frekwencji na trybunach. - W ostatnich latach nie było tu odpowiedniej atmosfery, mimo że tutejsze zawody otwierały sezon - tłumaczył wówczas dyrektor Pucharu Świata, Walter Hofer.

Jednak w zeszłym roku obroniło się właśnie m.in. dzięki polskim kibicom, którzy stanowili ok. 3/4 wszystkich zebranych tam entuzjastów skoków.


Nie chcę nawet myśleć, co będzie, jeśli jutro Łukasz Kruczek zdecyduje: "Nie jedziemy do Lillehammer". W ten sposób "załatwiłby" nie tylko mnie, ale też... samo Lillehammer.