piątek, 21 listopada 2014

Zmora na belce

Manipulowanie wysokością belki miało poprawić bezpieczeństwo, ale stało się narzędziem taktycznych "gierek" trenerów. Jak będzie w tym sezonie?

"Ulepszenia" Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS) doprowadziły w sezonie 2013/14 do tego, że wystarczył delikatny zafirek, a trenerzy co i rusz a to podwyższali, a to obniżali belkę. W rezultacie zawodnik, który startował z niższego rozbiegu i skakał kilka metrów krócej, w klasyfikacji końcowej często lądował o kilka oczek wyżej. 
Belkową rewolucję chyba najgorzej wspominają Norwegowie, bo to właśnie oni stracili przez nią najwięcej w ubiegłorocznym konkursie drużynowym MŚ w Predazzo
A było tak: Przed skokiem Andersa Bardala w pierwszej serii podniesiono belkę, ale nie zmieniono tego w systemie oceniania. Przez to Norweg otrzymał więcej punktów niż powinien, a jego drużyna cieszyła się - jak się wkrótce okazało bardzo krótko - ze srebra
Polaków miał wtedy uratować austriacki skoczek Thomas Morgerstern, który jako pierwszy zauważył niedopatrzenie sędziów. I tak pierwotnie sklasyfikowana na 4. miejscu Polska, awansowała na najniższy stopień podium, odnosząc tym samym historyczne drużynowe zwycięstwo. A Norwegowie? Norwegowie... płakali.  
To m.in. po zamieszaniu z medalem Polaków postanowiono uprościć skoki. Od nowego sezonu 2014/15 szkoleniowcy będą mogli skrócić rozbieg dla swojego podopiecznego tylko gdy zagrożone jest jego bezpieczeństwo.
Co w taki razie jeszcze się zmieni? Śledzenie skoków ma być łatwiejsze dla samych kibiców. Na ekranie telewizora nie zobaczymy pomiarów wiatru i punktów za warunki czy belkę startową.
Dostęp do wszystkich informacji będą mieli komentatorzy. Uznano, że oni najlepiej wyjaśnią widzą to, co dzieje się na skoczni. Czy tak się stanie? To okaże się juz wkrótce. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz