"Falstart Polaków", "Zimny prysznic na głowach skoczków", "Triumf Niemców, fatalni Polacy". Co się stało?
Wczoraj Polacy pożegnali się z konkursem drużynowym już po pierwszej serii. "Katastrofa" - grzmiał trener biało-czerwonych Łukasz Kruczek. "Dostaliśmy w tyłek" - mówił skruszony Jan Ziobro.
Dzisiaj wcale nie było lepiej. O punkty walczyło sześciu naszych zawodników, ale do serii finałowej dostało się tylko dwóch - Piotr Żyła i Maciej Kot (ostecznie zajęli odpowiednio 14. i 29. miejsce).
Możemy gdybać nad tym, jakby wypadła nasza drużyna, gdyby w Klingenthal skakał kontuzjowany Stoch (jutro przejdzie dokładniejsze badania).
Możemy gdybać, jak nasz dwukrotny mistrz olimpijski zaprezentowałby się w rywalizaji indywidualnej. Możemy też pocieszać się tym, że taki skoczek jak Gregor Schlierenzauer zajął słabe - jak na niego - 15. miejsce.
Ale lepiej pogodzić się z faktami i nie zapominać, że to dopiero początek sezonu.
Pamiętacie, co działo się w Kilhinthal dokładnie rok temu? Pamiętacie sensacyjne zwycięstwo Krzysztofa Bieguna? Później Krzyśkowi szło już dużo gorzej, za to zachwycali Stoch i Żyła.
Trudno nie zgodzić się z Apoloniuszem Tajnerem, który stwierdził dzisiaj, że "kubełek zimnej wody na początku dobrze robi". To mobilizuje.
Przed nami jeszcze 35 dni rywalizacji w ramach PŚ, MŚ w szwedzkim Falun, Konkurs Czterech Skoczni.
Poza tym nieważne jak się zaczyna. Ważne jak się kończy. I tego się trzymajmy.

Może muszą się rozkręcić..
OdpowiedzUsuń